„W antrejce na ryczce stały pyry w tytce…” tak rozpoczyna się najprawdopodobniej najpopularniejsza poznańska rymowanka. Z pozoru wydawać by się mogło, że została ona napisana w zupełnie obcym i niezrozumiałym języku. Ile w tym prawdy? Niewiele, bo te zaskakujące słowa reprezentują gwarę poznańską – językową perłę regionu.
Nie ma wątpliwości, że Poznań jest interesującym miastem pod wieloma względami. Posiada długowieczną historię, ciekawą tradycję i kulturę. Powstał w X wieku, położony jest nad rzeką Wartą pełen licznych atrakcji i okazałych miejsc, dzięki czemu stanowi gratkę dla turystów polskich i zagranicznych. Jednak nie tylko muzea, parki, kościoły przyciągają tutaj wiele osób. Turyści zachwycają się Poznaniem nie tylko przez wzgląd na trykające się na Starym Rynku koziołki. Ich zainteresowanie rośnie, im częściej mają do czynienia z gwarą poznańską – bo to właśnie ona jest jedną z głównych atrakcji dla obcokrajowców. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest ona dla nich czymś… egzotycznym.
Skąd się właściwie wzięła owa gwara? Jej źródłem jest sam język niemiecki i to właśnie germanizmy zajmują sporą (bo około 30 procent) część samej gwary. Popularne badejki (kąpielówki) pochodzą właśnie z Niemczech. Podobnie jest z wyrazami takimi jak: rojber (rozrabiaka), fyrtel (dzielnica) czy szwamka (gąbka). Wynika to z faktu, że Polska bardzo długo była pod zaborem pruskim i to on wpłynął na przenikanie wyrazów obcych do ojczystego języka polskiego. Co ciekawe, gwara jak dotąd kojarzyła się z ludem wieśniaczym, który zajmował niskie miejsce w hierarchii społecznej. Jak to wyglądało z Poznaniem i ogólnie całą Wielkopolską? Regionalizmy stały się tak interesującym zjawiskiem, że przenikały również do inteligencji i także ona się nimi posługiwała. Zatem język gwarowy nie dotyczył tylko marginesu społeczeństwa.
Jednak zamiast się skupiać na kontekstach historycznych, warto przyjrzeć się temu, jak gwara poznańska funkcjonuje współcześnie. Bez dwóch zdań – ona ciągle żyje! Zarówno w języku starszego pokolenia, jak i tego młodszego, które chętnie pogłębia swoją wiedzę, śledząc strony w internecie poświęcone regionalizmom. Młodzi poznaniacy wiele zawdzięczają swoim dziadkom czy rodzicom, którzy nadal na co dzień posługują się zwrotami gwarowymi. Przychodzi im to całkowicie naturalnie.
Z Poznania pochodzi wiele wybitnych osób, które zajmują się gwarą. Jest to choćby prof. Monika Gruchmanowa – językoznawczyni, która poświęciła wiele wysiłku badaniom gwaryzmów. Innym popularyzatorem gwary jest Juliusz Kubel – autor „Blubrów Starego Marycha”, felietonów, które były chętnie słuchane przez poznaniaków na antenie rozgłośni radiowych. Co więcej, spacerując ulicą Półwiejską, można spotkać pomnik właśnie Starego Marycha – mężczyzny, który trzyma rower. Cykl monologów był tak popularny, że do dziś wydawany jest w formie książkowej i cieszy się sławą wśród czytelników. W latach 60. ubiegłego wieku poznańska rozgłośnia nadawała również audycje gwarowe, które prowadził Stanisław Strugarka, a nosiły one nazwę „Wuja Ceśku opowiada”.
W Poznaniu gwarę można mieć na wyciągnięcie ręki. W odbiornikach radiowych, książkach, na portalach internetowych czy… w kuchni. Przechadzając się Starym Rynkiem, na straganikach kupić można torby, koszulki, kubki czy magnesy nawiązujące do mowy poznaniaków. Za to idąc do kawiarni czy restauracji, zasmakować można prawdziwie regionalnych (językowo) potraw. Czym byłby Poznań bez szneki z glancem (drożdżówki z lukrem), pyrów z gzikiem (ziemniaków z twarogiem), ajntopfu (zupy jarzynowej) czy szagówek (klusek)? Z pewnością nie smakowałby tak dobrze. Wiele lokali kultywuje regionalną tradycję, serwując takie właśnie potrawy o charakterystycznej nazwie. O czym warto wspomnieć, organizowane są tutaj Konkursy Gwary Poznańskiej. Wszystkie te elementy wpływają no to, że lokalna odmiana języka poznaniaków nie umiera. Ona nieustannie ożywa.
Agnieszka Grzybowska