Jan Paweł II nie lubił patosu. Zwłaszcza w odniesieniu do własnej osoby. To zapewne kwestia wychowania i mądrości. Znany był z dystansu do siebie i swoich słabości. Był wszak filozofem i wiedział, że już Cyceron radził: „Jest cechą głupoty dostrzegać błędy innych, a zapominać o swoich” Podczas wizyty w Polsce w roku 1999 ciągle rozpraszał nieznośną dlań atmosferę kultu…
Pielgrzymi zgromadzeni w Elblągu przerywali Ojcu Świętemu często i głośno. Jan Paweł II skomentował to: – Ktoś się raz pomylił i zamiast wołać: „Niech żyje Papież!”, zaczął wołać: „Niech żyje łupież!”. Ja was do tego nie zachęcam.
Kiedy krzyczano doń: „Witaj w Licheniu”, stwierdził: – Myślałem, że mówicie: „Witaj, ty leniu”.
Z powodu choroby Papież nie mógł pojechać do Gliwic. Odwiedził jednak to miasto ostatniego dnia swojej wizyty w Polsce. – Ja bym z takim papieżem nie wytrzymał – powiedział. – Ma przyjechać, nie przyjeżdżo, potem znowu ni ma przyjechać – przyjeżdżo.
Gdy od pewnego czasu stanem zdrowia Jana Pawła II zaczęły bardzo interesować się media, powtarzano każdą plotkę na ten temat. A sam Papież, pytany o swoje zdrowie, odpowiadał: „Nie wiem, nie zdążyłem jeszcze przeczytać porannej prasy”.
W połowie lat 90. Jan Paweł II zaczął mieć coraz większe problemy z chodzeniem: przejście dłuższego odcinka zajmowało mu coraz więcej czasu. W 1994 roku, podczas obrad Synodu Biskupów, Papież z trudem podszedł do stołu prezydialnego i zamruczał pod nosem: Eppur si muove – ,,A jednak się porusza…” .
Zdanie to wypowiedział Galileusz, mając na myśli Ziemię, po wymuszonym przez inkwizycję uroczystym wyrzeczeniu się swoich poglądów astronomicznych.
Taki był nasz Papież…
Źródło: Polonijna Agencja Informacyjna