Rozmowa z dr hab. Małgorzatą Kopczyńską prof. AS z Akademii Sztuki w Szczecinie.
-Mieszka Pani w Poznaniu. Tam też mieści się Pani pracownia rzeźbiarska…
-…i od roku 2010 dojeżdżam na zajęcia do Szczecina, gdzie pracuję na Akademii Sztuki.
-Skąd wzięła się Pani artystyczna pasja?
-Są to najwyraźniej obciążenie genetyczne. Moi rodzice byli również rzeźbiarzami. Brat natomiast od dawna zajmuje się reklamą, choć też ukończył w Poznaniu wydział rzeźby. Rzeźbiarzem jest także mój mąż.
Wcześniej chciałam zostać muzykiem. Grałam na skrzypcach w szkole podstawowej, a w liceum, przez chwilę, na waltorni. Do dziś uwielbiam muzykę poważną.
-… ale jeszcze bardziej ciągnęło Panią do pracy manualnej…
-i na studia artystyczne zdecydowałam się wbrew woli ojca, wykładającego na uczelni. On dobrze wiedział, że jest to ciężki zawód. Znał przecież doskonale wszystkie jego blaski i cienie. Chciał, abym podjęła studia muzyczne. Postawiłam jednak na swoim.
Na studiach rozpoczęłam jednak bliską współprac z tatą. Ojciec się wtedy przekonał, że mam siłę i pasję i z czasem zaakceptował mój wybór. -Była pani studentką prof. Olgierda Truszyńskiego …
-Wybrałam jego pracownię głównie dlatego, że był już przed emeryturą i nie miał zbyt wielu studentów. A ponieważ jestem z natury taką trochę Zosią samosią to bardzo mi odpowiadało, że prawie całymi dniami byłam u niego sama. Pozostali koledzy z pracowni profesora pojawiali się na zajęciach raczej sporadycznie. Mogłam się więc tam czuć swobodnie.
Jeszcze jako dziecko, byłam totalnie
zafascynowana wczesnymi rzeźbami Adolfa Ryszki. To był rzeźbiarz, który na
przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, tworzył w gipsie. I to mi
się bardzo podobało. Nadal pamiętam fascynacje jego rzeźbami. Widziałam je
m.in. w Muzeum Narodowym w Poznaniu na żywo.
To był taki pierwszy znak, że rzeźba jest mi bliska- mimo że wówczas
jeszcze byłam przeświadczona że zostanę przy muzyce.
-Potem zajęła się Pani grafiką cyfrową…
–Miałam nawet wystawę
indywidualną, poświęconą tej grafice kilka w Szczecinie – w Trafostacji Sztuki przy ul. Świętego
Ducha, kilka lat temu.
Był to jednak tylko epizod. I nie wiem, czy kiedyś jeszcze do niej wrócę, w tak dużym wymiarze. Teraz, od paru już lat, skupiam się ponownie na rzeźbie, szczególnie na drobnej formie, kameralnej. Ostatnio wystawiałam swoje prace w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku – Galerii „Kaplica”. Była to wystawa indywidualna pt.: Ambiwalencja.
Galeria „Kaplica” mieści się w najstarszym na terenie Centrum obiekcie. Ze względu na swoją pierwotną funkcję i specyficzny klimat, przyciąga najczęściej artystów, którzy nie wahają się by podjąć dialog z tą niełatwą przestrzenią.
Zawsze pracowałam skrupulatnie nad swoimi rzeźbami i nigdy nie spieszyłam się zbytnio. Nadal staram się być perfekcjonistką. Szczególnie dużą przyjemność sprawia mi ich cyzelowanie czyli obróbka plastyczna. Metoda ta ma zastosowanie w wykończeniu i nadaniu ostatecznego kształtu pracom, poprzez usunięcie wszelkich niedokładności i nierówności.
Podejrzewam, że to upodobanie mam po tacie, który też nigdy nie spieszył się z wykończeniem swoich rzeźb. I zdecydowanie wolę prace medytacyjne. Jest to związane z moją naturą. Ja potrzebuję w ten sposób się trochę wyciszyć, oderwać i do końca zapanować nad formą.
-Brała też Pani udział w wielu wystawach zbiorowych…
-Najbardziej cenię sobie statuetki wykonane dla: Arteonu (2002); Architekta Roku (2005) – dla Stowarzyszenia Architektów Polskich (oddział w Poznaniu), Międzynarodowego Konkursu Satyrycznego „Papkinada”; jubileuszową dla prof. Stefana Stuligrosza (2010) czy „Przekroju” (wraz z moim ojcem prof. Józefem Kopczyńskim).
Prowadzę również działalność kuratorską. Zorganizowałam autorskie projekty wystawiennicze – m.in.: Lapidarium, CK Zamek w Poznaniu (2002), Sculptura Liberalis w Galerii u Jezuitów w Poznaniu (2010), oraz międzynarodową wystawę Waterfalls w Starym Browarze, Słodownia+1, Poznań (2012). A w roku 2018 dużą wystawę połączona z wydaniem monografii: Idealiści i prowokatorzy w Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy.
Zajmuje się wreszcie promowaniem prac studentów oraz krytyką artystyczną. I oczywiście, tak jak pan wspomniał, biorę udział w wielu wystawach zbiorowych, w kraju i za granicą.
–Jak z Poznania trafiła Pani do Szczecina?
–To jest ciekawa historia. W 2010 roku w maju obroniłam doktorat na ASP w Poznaniu z rzeźby, z wolnej stopy, bo pracowałam jeszcze w niepublicznej Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych. A po obronie doktoratu doszły do mnie słuchy o powstaniu Akademii Sztuki w Szczecinie. Zdecydowałam się aplikować. Okazało się, że szukano tam kogoś do prowadzenia Pracowni Rzeźby z doktoratem. Wysłałam więc prof. Ryszardowi Wilkowi swoje portfolio. Moja oferta została przyjęta i dostałam etat na Akademii Sztuki w Szczecinie. To był październik 2010 roku. Prowadzę Pracownię Rzeźby i Transformacji Cyfrowych, W Kolegium Sztuk Wizualnych.
-Czy praca pedagoga idzie w parze z pracą artysty?
-Potrafię dobrze to łączyć. Praca ze studentami, którzy widzą, że nadal jestem aktywną rzeźbiarką, pozwala mi nawiązać z nimi jeszcze bliższy kontakt. Moja aktywność artystyczna ma dla tych młodych ludzi zdecydowane znaczenie. Nie ma w tym żadnego zgrzytu. Praca pedagoga sprawia mi wiele przyjemności. Lubie dzielić się swoją energią z młodym pokoleniem. Jestem też matką. Mam więc podejście pełne wyrozumiałości, staram się zachowując dystans, niezbędny w pracy dydaktycznej- ale jednocześnie być uważną na problemy, kryzysy, które nie rzadko gnębią młodych ludzi.
-Pani związek ze Szczecinem trwa od dziesięciu już lat. Jest Pani m.in. autorką tablicy pamiątkowej pierwszego prezydenta tego miasta – prof. Piotra Zaremby – odsłoniętej z okazji 75 rocznicy przejęcia miasta przez polską administrację.
-Jest
to tablica pamiątkowa z elementami stylizowanymi planu miasta Szczecina. Do jej zaprojektowania
poleciła mnie Pani Kanclerz Akademii Sztuki – Katarzyna Jaślarz. Wiedziała,
że jestem czynną rzeźbiarką. I tak doszło do spotkania z przewodniczącym
społecznego komitetu upamiętnienia pierwszego prezydenta Szczecina prof. Piotra
Zaremby – red. Zbigniewem Puchalskim.
Początkowo komitet myślał o postawieniu pomnika przed urzędem miejskim. Projektowałam więc najpierw pomnik, potem okazało się, że pomnik nie może tam stanąć. Zrobiłam więc drugi projekt rzeźby pomnikowej, który miał stanąć przed budynkiem rektoratu Uniwersytetu Szczecińskiego. Ten projekt bardzo się podobał. Jednak również nie doszło do realizacji.
Ostatecznie skończyło się na wykonaniu tablicy portretowej, która za zgodą władz miasta zawisła na ścianie urzędu miejskiego. To było trzecie podejście do tego tematu. Wyrzeźbiłam portret ze stylizowanymi elementami fragmentów planu Szczecina. Samą zaś tablicę kamienną z tekstem opracowanym przez komitet, według mojego projektu, wykonał kamieniarz pan Marek Zielonka. Odlew plakiety portretowej z brązu wykonał pan Piotr Garstka.
Nie podjęłabym się w ogóle pracy nad portretem Piotra Zaremby gdyby nie fascynacja jego postacią. Zanim zaczęłam coś projektować przeczytałam sporo o profesorze. Spotkałam się też z jego synem Pawłem, od którego dostałam archiwalne zdjęcia ojca. Mogłam więc zaobserwować tę postać w szerszym kontekście. Najbardziej ujęła mnie wielka pracowitość profesora i jego determinacja w docieraniu do celu.
-Dziękuję za rozmowę.
Leszek Watrobski