Ostatni król Polski zmarł 12 lutego 1798 roku w Petersburgu, w Pałacu Marmurowym. Miał wówczas 66 lat. Znajdował się pod ciągłym nadzorem władz rosyjskich od czasu abdykacji, do której został zmuszony w 1795 roku. Przystał na nią namawiany przez rodzinę, w obawie o los swój własny i licznej familii, był szantażowany ogromnymi długami przez zaborców.
General-feldmarszałek Mikołaj Repnin, rzeczywisty autor tekstu abdykacji, wieloletni poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny w Warszawie, w liście do cesarzowej Katarzyny II o Stanisławie Auguście pisał m.in.:
Liczne przykłady nas utwierdziły, że ten władca stał zawsze w poprzek naszym interesom, żadne zorganizowane przeciw nam przedsięwzięcia nie obyły się bez króla i dokonały się pod jego przewodem.
Po dokonaniu ostatniego rozbioru Polski przez Rosję, Austrię i Prusy Poniatowski początkowo przebywał w Grodnie. Do stolicy Imperium Rosyjskiego przyjechał rok przed własną śmiercią, w marcu 1797 roku na zaproszenie cara Pawła I –następcy Katarzyny II .
Pogrzeb Stanisława Augusta Poniatowskiego odbył się w katolickim kościele pod wezwaniem św. Katarzyny w Petersburgu, z zachowaniem ceremonii należnej monarchom. Tam też spoczęły jego szczątki. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę władze II Rzeczypospolitej, negatywnie oceniające Stanisława Augusta, nie były zainteresowane sprowadzeniem do kraju jego zwłok. Problem przewiezienia szczątków do Polski pojawił się dopiero za dwadzieścia lat, kiedy władze radzieckie poinformowały stronę polską o tym, że kościół św. Katarzyny przeznaczony został do rozbiórki.
„(…) Dnia 9 lipca 1938 roku na stację kolejową w Brześciu wtoczył się zwykły wagon towarowy. Wagon był zaplombowany. Na bocznicy pozostał cztery dni i nikogo z mieszkańców nie zainteresował. Przez te cztery dni, w pośpiechu, skromna ekipa budowlana przygotowała kaplicę w wołczyńskim kościele. 13 lipca, na parę minut przed północą, kolumna kilku samochodów zajechała pod kościół, zatrzymano się przy bocznym wejściu. Robotnicy w asyście księdza proboszcza i tajemniczych urzędników z Warszawy wnieśli trumnę. Okazała się za duża i nie dano rady opuścić jej do krypty. Schowano więc w krypcie jedynie urnę z sercem. Samą trumnę, ważącą 600 kilo, pozostawiono na górze. Ksiądz proboszcz pośpiesznie odmówił stosowną modlitwę, po czym przytwierdzono kratę, a drzwi kaplicy komisyjnie zamknięto. Całą sprawę zdążono zakończyć jeszcze przed świtem. Tak wyglądał pogrzeb ostatniego króla niepodległej Rzeczypospolitej w Wołczynie (…)”.
Działania władz mające na celu utrzymanie całej sprawy w tajemnicy zakończyły się jednak niepowodzeniem, dlatego dwa tygodnie po pogrzebie rząd podał do Polskiej Agencji Telegraficznej komunikat o przewiezieniu zwłok króla z Leningradu do kraju i zamiarze pochowania ich w Wołczynie. W prasie pojawiło się mnóstwo artykułów krytykujących sposób, w jaki potraktowano szczątki ostatniego króla Polski. Problem pogrzebu Stanisława Augusta stał się również okazją do wznowienia dyskusji historycznej na temat oceny jego panowania. Debatę przerwał wybuch II wojny światowej. We wrześniu 1939 roku, po wkroczeniu do miasteczka Armii Czerwonej kościół, w którym spoczywał król, został splądrowany, a sarkofag zniszczony.
Ze względów politycznych starania o sprowadzanie do Polski szczątków Stanisława Augusta podjęto dopiero pod koniec lat osiemdziesiątych. W 1989 roku ekshumowano pozostałości szczątków króla i przewieziono je do Warszawy, a w 1995 roku uroczyście pochowano w krypcie archikatedry św. Jana.
Na materiale: http://www.rp.pl, http://rossbm.com
Zdjęcia: http://maloarhangelsk.ru, http://studfiles.net
Przygotowała Anna Swietłowa