W listopadzie 2020 roku ukazała się nowa książka Wojciecha Koronkiewicza „Z Matką Boską na rowerze. Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia”. Autor zabiera czytelników w wyjątkową podróż po północno-wschodnim regionie Polski, gdzie tradycje szeroko rozumianych Wschodu i Zachodu przeplatają się w życiu codziennym ludzi, prawie niezauważalnie dla nich samych. Opowiada o cudownych ikonach Podlasia, ale też o tamtejszych mieszkańcach, „ludziach szczerej wiary”, której być może i nie podziela, lecz odnosi się no niej z ogromnym szacunkiem i ciekawością.
Za zgodą autora publikujemy fragment książki. Zachęcamy do lektury i oczywiście do sięgnięcia po całość reportażu.
Cudowna ikona w Supraślu
W Supraślu jedna z ikon zaczęła wydzielać mirrę. Jako, że Supraśl oddalony jest od Białegostoku zaledwie o kilkanaście kilometrów wsiadłem na rower i pojechałem to zobaczyć. Co to jest ta mirra? Złoto widziałem. Kadzidło wąchałem. Ale mirra?
Droga do Supraśla wiedze przez Puszczę Knyszyńską.
— Przy bramie monasteru stał mężczyzna w ciemnej kurtce.
Czy można zobaczyć cudowną ikonę? — pytam.
— Ależ oczywiście Panie Wojtku – odparł nieznajomy – Proszę za mną.
Poczułem się dziwnie. Oto ja lewicowiec, jadę zobaczyć cudowny obraz Matki Boskiej. Tymczasem pierwszy napotkany w cerkwi człowiek zwraca się do mnie po imieniu i osobiście oprowadza.
— Jestem Jan, jestem ikonografem – powiedział mężczyzna – Czy Pan wie, że to drugi tego przypadek w Polsce, gdy ikona zaczyna wydzielać mirrę? Pierwszy wydarzył się 15 lub 16 lat temu w Terespolu.
Brat Jan otworzył drzwi cerkwi. Wewnątrz nie było nikogo. Surowe twarze świętych patrzyły na nas w milczeniu.
Legenda głosi, że mnisi nie mogąc znieść hałasu miasta, wrzucili do rzeki krzyż. Tam gdzie się ów krzyż zatrzymał, zbudowali monastyr. Działo się to w 1500 roku.
— To właśnie Ona — powiedział Jan wskazując ikonę stojącą na środku cerkwi — Matka Boska Życiodajne Źródło.

Historia tego wizerunku jest związana z legendą. Około roku 450 żołnierz bizantyjski, przechodził w pobliżu wrót Konstantynopola. Spotkał niewidomego człowieka, który poprosił o wodę. Żołnierz nie mógł jednak znaleźć żadnego źródła. Wówczas usłyszał głos, który nakazał mu udać się do pobliskiego zagajnika. Odnaleźć źródło i dać niewidomemu pić, a następnie przemyć wodą jego oczy. Ten sam głos nazwał go cesarzem. Żołnierz zrozumiał, że mówi do niego Matka Boża i postąpił tak, jak nakazała. Wówczas ślepy odzyskał wzrok. Kiedy w 457 roku Leon I został cesarzem bizantyjskim – zbudował cerkiew nad cudownym źródłem, w którym to miejscu zdarzały się kolejne przypadki uzdrowień.
— Kto pierwszy zauważył, że ikona wydziela mirrę? — pytam.
— Zauważyli to braciszkowie podczas spotkania świątecznego — odparł Jan — Dokładnie w przeddzień święta tej ikony. Proszę spojrzeć trochę z boku, a zauważy Pan wyraźne krople.
— Co z nimi robicie? — zapytałem.
— Mirra zbierana jest do specjalnego naczynia — odparł Jan — Do tego tutaj. Podczas nabożeństwa kapłan namaszcza wiernych tym olejem. Kiedy olej się kończy znów go zbieramy.
— Niesamowita historia — mówię.
— Niesamowita, to prawda — uśmiechnął się Jan — Tym bardziej, że przydarzyła się właśnie teraz. W okresie pandemii. Wizerunek Matki Boskiej Wiecznego Źródła zawsze pomagał w okresie zaraz i chorób. Niezwykłe jest też to, że cud wydarzył się tuż po okresie, gdy wierni nie mogli uczestniczyć w nabożeństwach. I kiedy tylko zakazy zdjęto, wydarzył się ów cud. Tak jakby Matka Boska chciała powiedzieć „Jestem z Wami”.
Przyglądam się Bratu Janowi. Czy czasem ze mnie nie żartuje? Naprawdę potrafi odczytywać znaki dawane przez Matkę Boską?
Drzwi cerkwi otworzyły się i weszła kobieta z mężem.
— Przybywają wierni nie tylko prawosławni — uśmiecha się Jan — ale również katolicy. Było już chyba 40 księży. Zakonnice. Nikt nie patrzy, że cud wydarzył się w cerkwi, a nie w kościele. Matka Boska jest przecież jedna.
Kobieta kupuje świeczkę, aby postawić ją w intencji zdrowia. W sklepiku obok świeczek leżą obrazki z wizerunkiem cudownej ikony.
— I cuda zdarzają się cały czas — mówi Jan — Pewna rodzina kupiła taki obrazek i postawiła w domu obok wyschniętych gałązek wierzby. Te gałązki stały już tam 2 tygodnie od palmowej niedzieli. I co się stało? Rano patrzą, a wierzba wypuściła świeże listki. Tak jakby i gałązki poczuły Moc Bożą. Zadzwoniła kobieta z Gdańska. Ma nowotwór. Trzecie stadium. Jest katoliczką i pyta, czy może przyjechać do cerkwi. Pomodlić się przed obrazem. Oczywiście. Przyjechała z mężem i 12-letnim synem. Kobieta pyta, czy może się u nas wyspowiadać. Oczywiście. Spowiedzi nikomu nie odmawiamy. Komunię można przyjąć u nas lub w kościele. Wyspowiadali się wszyscy we troje. I kiedy wychodzili, kobieta skrzyżowała ręce na piersi i powiedziała „Ojcze, już wiem, że będzie dobrze”. Inna kobieta dzwoniła z Bielska Białej. Ma chorego syna i nie może z Nim przyjechać. Błagała, aby wysłać choć odrobinę mirry na waciku. Wysłaliśmy. A ile było innych snów. Ile było objawień! Tego nie opowie żadna literatura.
Patrzę na Brata Jana i widzę w Jego oczach szczęście.
Gdzieś tam za murami na których namalowano freski istnieje wielki świat. Świeckie życie pełne biesiad i hałasu.
W tym miejscu panuje cisza, a czas płynie zupełnie inaczej.
Przed wyjściem kupuję święty obrazek.
— Proszę przyłożyć do ikony — doradza Jan.
Podchodzę do wizerunku Matki Boskiej. Przykładam święty obrazek. I choć jestem niepraktykujący, choć przyjechałem tu jedynie z ciekawości, to jednak i ja wypowiadam szeptem swoją prośbę.
Tekst pochodzi z książki
„Z Matką Boską na rowerze. Podróż do cudownych obrazów, ikon i świętych źródeł Podlasia”
Wydawnictwo Paśny Buriat 2020

Wojciech Koronkiewicz, urodzony w Białymstoku w kwietniu 1969 roku, syn Janusza i Danuty. Mieszkał po pół roku w Paryżu, Nowym Jorku i Warszawie, ale zawsze wracał. W Białymstoku czuje się najlepiej. Rodzina katolicka, ale dziadek prawosławny. W dodatku maszynista! Na parowozie jeździł. Jak go Babcia zobaczyła, ślub w tydzień był! Wojciech Koronkiewicz jest dziennikarzem. Kiedyś pisał wiersze i malował po ścianach. Filmy kręcił. Teraz wyprowadza psy ze schroniska. Ma piękną żonę, dwoje dzieci i kota. Jeździ rowerem.
Zdjęcie w tle: Sławomir Kiryluk, https://wiadomosci.cerkiew.pl/