Zdefeniujmy najpierw, czym właściwie jest omawiana gwara.
Należy ona do zespołu gwar centralnych dialektu wielkopolskiego i jako narzecze miejskie kształtowała się pod wpływem mowy ludności okolicznych wsi, niegdyś tłumnie napływającej do Poznania. Nie obeszło się również bez żywiołu niemieckiego – Wielkopolska aż do roku 1917 należała do Zaboru Pruskiego. W tym miejscu warto wspomnieć o osadnikach z Bambergu i innych miast niemieckich, którzy odegrali niebagatelną rolę w rozwoju regionu, kiedy po Wojnie Północnej wiele pobliskich wsi i miasteczek legło w gruzach.
Takim sposobem znalazły się w gwarze zarówno wyrazy właściwe dialektowi wielkopolskiemu tudzież staropolszczyźnie, jak i germanizmy. Do tych pierwszych należą chociażby takie słowa, jak wymborek/węborek (wiadro), miałki (płytki), knyp (krótki nóż szewski) albo sztyftować się (stroić się, starać się o elegancki wygląd). Ze słów pochodzenia niemieckiego można wymienić dyngs (odpowiednik „polskiego” wihajstra), ajnfachowy (nieskomplikowany, prosty), redyska (rzodkiewka)…
Wśród germanizmów znalazły się nie tylko pojedyncze słowa, lecz także całe konstrukcje składniowe. Tak „zrobić łóżko” oznacza „posłać łóżko”, „dostać kupić” – „móc/być w stanie kupić”. Drzwi się w Poznaniu (i to po dziś dzień) nie „zamyka na klucz”, tylko „zaklucza”. Jeszcze przed I Wojną Światową z ust starszych mieszkańców Poznania moglibyśmy zapewne usłyszeć zdanie w rodzaju: „Mom te spodnie na ryczce leżeć” (~„te spodnie leżą mi na stołku”).
Uważny czytelnik pewnie zwrócił uwagę na to, że słowo ryczka pojawia się w artykule już po raz drugi. Po raz pierwszy spotkaliśmy się z nią na samym początku – w tytule, który tak naprawdę jest częścią bardzo znanego wierszyka, będącego swoistym symbolem poznańskiej mowy:
Po poznańsku: | Po polsku: |
W antrejce na ryczce Stały pyry w tytce. Przyszła niuda, spucła pyry, A w wymborku myła giry. | W przedpokoju na stołku Stały ziemniaki w papierowej torebce. Przyszła świnia, zjadła ziemniaki, A w wiadrze myła nogi. |
Ciekawe, że takie słowa jak pyry, giry, ryczka czy tytka wciąż są używane na co dzień, ale na przykład świni niudą już się raczej nie nazywa. Jakieś słowa pozostają, jakieś wychodzą z użycia. Oto krótka lista takich wciąż „żywych” słów i zwrotów:
Co ja za to mogę? – Co ja na to poradzę?
stoi napisane – jest napisane
iść na szagę – iść na skróty
bana – pociąg
bimba – tramwaj
gryczpan – bukszpan
gzik – twarożek, biały serek
kluka – nos
sznytka – kromka chleba
Te, zarówno jak wiele innych wyrazów spotyka się często nawet w mowie młodzieży, szczególnie we wsiach dookoła Poznania i – nawet szerzej – w całej Wielkopolsce, gdzie da się wciąż słyszeć ludzi, mówiących mniej lub więcej „czystą” gwarą.
Ci, którzy mają przyjaciół z Wielkopolski, zapewne spotkali się z charakterystycznym „zaśpiewem” polegającym na wydłużeniu ostatnej sylaby w frazie: „Do sklepu poszedłeeem”.
W gwarze często występuje labializacja, to jest wymowa samogłosek z nagłosowym ł: np. łokno i łoko zamiast ogólnopolskich okno, oko oraz ich pochylenie: mlyko, móm zamiast mleko, mam. Nierzadko obydwa procesy zachodzą naraz: Płeznań, łyn – Poznań, on.
Samogłoskę nosową ą wymawia się na końcu wyrazów jako om: takom ładnom dziewczynom – taką ładną dziewczyną. W środku wyrazu zaś ą ma tendencję do przechodzenia w u nosowe: wunsz, wuns – wąż, wąs.
Nie sposób nie wspomnieć też o tym, że w gwarze prowadzono audycje radiowe (np. Blubry Starego Marycha), pisywano zabawne powiastki i wierszyki, a nawet wydano książkę – tłuamczenie „Małego Księcia” Antoine de Saint-Exupériego – „Książę Szaranek” i to całkiem niedawno, bo w 2016 roku.
Gorąco zachęcam Państwa również do samodzielnego zgłębiania tematu (mój artykuł to jest zaledwie pobieżny zarys gwary) i odsłuchania choć jednej gawędy Starego Marycha, które wciąż wędrują po sieci.
Paweł Szutow