Mrożek na XXI wiek – pod takim hasłem zaczął się w Warszawie festiwal z okazji 80. urodzin Sławomira Mrożka. Impreza towarzyszy premierze pierwszego tomu jego "Dziennika" obejmującego lata 1962-69. Pisany tęsknotą i złością, niespokojnymi nocami i szczęśliwych dni… Piórem i na maszynie. Przez kilkadziesiąt lat. W trzydziestu kilku miastach, kilkunastu krajach i na trzech kontynentach.
Ponad trzy tysiące stron rękopisu i prawie osiemset stron maszynopisu. Osobiste zapiski, baczna obserwacja współczesności i unikalna kronika epoki.
Kolejne tomy obejmować będą lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte – całość ukaże się w 3 tomach.
Jedna pani, którą trzy lata temu widziałem w kabarecie w siatkowych pończochach, tańczącą i śpiewającą na proscenium, wczoraj o wiele mniej mi się podobała. Pierwsza rzecz, niestety się trochę zestarzała. Ale nogi? Nogi tak łatwo się nie starzeją. Druga rzecz, miała inny strój. A w ogóle pani ta nie ma za długich nóg, choć cała jest mała i bardzo zgrabna, proporcjonalna. Więc może strój?
Ale, co jest może najbardziej prawdopodobne, stałem się grzeczniejszy. Jak zwierzę, które omija, pasąc się, zioła, które mogły by mu zaszkodzić. (25 marca 1963)
W latach 60. Mrożek żył przede wszystkim we Włoszech, ale bywał też w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku. Jego utwory ukazywały się w przekładach na różne języki, sztuki grane były na świecie, pracował nad nowymi kawałkami prozy. To też czas premiery "Tanga" – utrzymanego w klimacie teatru absurdu dramatu o dawnym porządku świata, który przegrywa z tandetą, bylejakością, chamstwem.
Pisząc utwór tak dojrzały, Mrożek był zaledwie tuż po trzydziestce. A najbardziej charakterystyczną cechą pisarza, którego obraz wyłania się z pierwszego tomu "Dziennika", jest przekonanie o własnej starości. Mrożek czuje ją, wspominając samego siebie sprzed zaledwie kilku lat, ale także obserwując innych. Gdy nie spodoba mu się film "Pięści w kieszeni" Marca Bellocchia, wzdycha ironicznie: "Oczywiście jest to zrzędzenie starca, który nie widzi, a raczej widzi w młodej awangardzie tylko upadek, zgniliznę itd. Niech będzie".
Śmierć wyraźnie daje o sobie znać w "Dzienniku" dwukrotnie – gdy umiera Zbigniew Cybulski, którego jednak Mrożek słabo znał, a także gdy umiera jego żona Mara. Myśl o samobójstwie staje się wówczas jego obsesją.
Ale już wcześniej przyznaje: "Wiele rzeczy napisałem także dlatego, że nie widziałem już żadnego wyjścia". Pracować dużo – to jego sposób na zagłuszenie pustki. Gdy siada wieczorem do dziennika, chce mieć poczucie, że nie zmarnował dnia. Częściej jednak musi się na siebie zezłościć, że wszystko, co zrobił, i tak w ostatecznym rozrachunku okaże się całkiem bez znaczenia i sensu.
Próbując lepiej zrozumieć siebie i świat, Mrożek przepisuje całe stronice ulubionych autorów: Prousta, Nietzschego, Sartre’a. "Najciekawsze, a może i najgorsze jest to, że mi w odosobnieniu całkiem jest dobrze, a może nawet coraz lepiej" – zapisuje. "Inny" bywa mu jednak potrzebny. Poprzez "innego" można definiować siebie. Jednym z najważniejszych "innych" jest dla niego Gombrowicz – nazywany "szefem" i podziwiany za jasność oraz spójność wywodu. Ale są też inni "inni", jak np. Harold Pinter, który wywołuje u Mrożka najniższy rodzaj zawiści.
Rozważa, czy nie wrócić do Polski, gdzie być może zmartwienie dałoby mu natchnienie. Wróci dopiero wiele lat później. Rozczaruje się i wyjedzie. Już jednak w latach 60. zanotuje wystarczająco dużo krytycznych myśli o martyrologii rodaków.
W stolicy teksty Mrożka przeczyta zespół Teatru Współczesnego. Zostanie też otwarta wystawa w BUW-ie. W sobotę festiwal przeniesie się do Krakowa, gdzie w PWST planowane jest czytanie odnalezionej jednoaktówki Mrożka "Jeleń". A w niedzielę na Rynku masowe odtańczenie tanga. Role bohaterów najsłynniejszego dramatu jubilata zagrają Juliusz Chrząstowski, Andrzej Kozak i Tomasz Olbratowski, wystąpią też m.in. artyści Piwnicy pod Baranami.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta