14 czerwca odszedł jeden z najwybitniejszych polskich aktorów teatralnych i filmowych, Zbigniew Zapasiewicz. Miał 74 lata. Stworzył wybitne kreacje aktorskie w wielu niezapomnianych fabułach i spektaklach. Te najważniejsze to rola docenta Jakuba Szelestowskiego w „Barwach ochronnych”, docenta Jana w „Za ścianą”, dziennikarza Jerzego Michałowskiego w nominowanym do Złotej Palmy w Cannes filmie „Bez znieczulenia” Andrzeja Wajdy. Zapasiewicz to także Tomasz z filmu „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” oraz postać Wiktora Leszczyńskiego, ambasadora RP w Urugwaju z pochodzącego z 2005 roku filmu „Persona non grata”. Do kilkudziesięciu ról filmowych dochodzą kreacje teatralne, w tym te najsłynniejsze, czyli m.in. role bohaterów jednoaktówek Becketta, tytułowa w spektaklu „Baal” wg Bertolta Brechta w Teatrze Narodowym w Warszawie oraz w spektaklach telewizyjnych „Pan Cogito” oraz „Powrót Pana Cogito”. W tych rolach Zbigniew Zapasiewicz czuł się szczególnie dobrze – był wręcz obsesyjnie zafascynowany twórczością Zbigniewa Herberta. Wielki poeta miał kiedyś powiedzieć o aktorze: „Nie lubię, jak Zapasiewicz czyta moje wiersze, ponieważ mam wtedy wrażenie, że to on je napisał”. I nie było w tym stwierdzeniu ani krzty kurtuazji. Bo Zapasiewicz nie tylko czytał, ale najprawdziwiej grał całym sobą.
Ale mimo wcielania się w wiele znaczących i charyzmatycznych postaci Zbigniew Zapasiewicz był człowiekiem nieśmiałym. „Pewnie sprawia to moja nieśmiałość albo niedostosowanie do rzeczywistości, bo od lat chętnie chowam się za role w teatrze. Wydaje mi się, że robię to dość skutecznie. Kiedy wychodzę z teatru i przy wejściu stoi tłumek dziewczynek czekających na autografy ulubionych aktorów, to wiem, że do mnie żadna nie podejdzie, bo mnie nie pozna. Uważam to za swój aktorski sukces” – mówił w jednym z wywiadów.
I chyba takim, wielkim na scenie i skromnym poza jej światłami, zapisał się w pamięci nas wszystkich.
Aktor, reżyser, wielki pedagog – o Zbigniewie Zapasiewiczu mówią przyjaciele
Daniel Olbrychski, aktor: Zapasiewicz umiał wszystko
Zbigniew Zapasiewicz był moim pierwszym profesorem w szkole teatralnej. Młodziutkim asystentem Jana Kreczmara. On miał wtedy lat 29, a ja 18. Będąc naszym starszym kolegą, naszym profesorem, bardzo szybko przeszedł z nami wszystkimi na „ty”. Było to na jakiejś pierwszej kawie. Zapamiętałem to jako rzecz bardzo ujmującą. Jeśli można w zawodzie aktorskim umieć wszystko, to Zapasiewicz umiał wszystko. Być może na tym polegała jego charyzma. Był artystą z najwyższej półki.
Jan Englert, aktor: To odejście symbolu
Są ludzie, których odejście nie jest odejściem tylko człowieka, ale również odejściem pewnego symbolu, pewnego adresu czy pewnego funkcjonowania w środowisku i nie tylko w środowisku. Zapasiewicz tą drogą podążał całe życie. Dlatego przez ponad 50 lat nie wyszedł nigdy z pierwszej ligi polskiego aktorstwa. Najdłużej w Polsce uczył w Akademii Teatralnej. Ponad 50 lat uczenia przyszłych aktorów zawodu, przeszło 50 lat oddawania swojego talentu, swoich umiejętności następnym pokoleniom bez oglądania się na to, czy przynosi to jakieś profity, zachwyty, sukcesy, nagrody, medale i odznaczenia. To jest po prostu coś, co jest wyznacznikiem szlachetnej rzetelności, czego nam tak teraz brakuje.
Andrzej Wajda, reżyser: Pozostawał sobą
Jako reżyser, który kilkakrotnie spotkał się ze Zbigniewem Zapasiewiczem, muszę stwierdzić, że był on wśród polskich aktorów być może najbardziej przenikliwy, intelektualny. Swoim zrozumieniem materiału literackiego, filmowego, teatralnego często zaskakiwał, a nawet onieśmielał. Analizował swoje zadania w sposób dogłębny, pozostając jednocześnie sobą.
Barbara Osterloff, prorektor Akademii Teatralnej w Warszawie: Wielki interpretator
Zbigniew Zapasiewicz jak nikt inny potrafił uczyć studentów „mówienia wierszem”. Jak sam określał – „uczył słowa”. Na zajęciach z przedmiotu, który sam sobie wybrał, otwierał przed młodymi ludźmi bardzo trudną przestrzeń do opanowania, przestrzeń, w której mieściła się wielka świadomość słowa, słowa poetyckiego, rozumienia go i wrażliwość na nie. Otwierał słowa – pokazywał w nich coś, czego wcześniej się nie dostrzegało. To cecha wielkich interpretacji aktorskich.
Źródło: Dziennik Metro