Wywiad z Konsulem Generalnym RP w Sankt Petersburgu Grzegorzem Ślubowskim
W sierpniu 2019 roku Grzegorz Ślubowski objął stanowisko Konsula Generalnego RP w Sankt Petersburgu. Z wykształcenia jest dziennikarzem, ukończył studia na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadził programy o tematyce międzynarodowej w TVP, regularnie publikował w tygodniku „Wprost”. W latach 2012–2019 pełnił funkcję Redaktora Naczelnego Redakcji Publicystyki Międzynarodowej Polskiego Radia. Jeszcze wcześniej, w latach 1999–2005, był korespondentem Polskiego Radia w Moskwie.
W wywiadzie dla „Gazety Petersburskiej” opowiada o związkach polsko-rosyjskich na przestrzeni lat, o tym, czym teraz żyje polski Petersburg i jakim wyzwaniom musi sprostać Konsulat Generalny w niełatwych czasach pandemii.
Rozmawiała Anna Svetlova
Wcześniej pracował Pan jako korespondent w Moskwie. Czy już wtedy miał Pan okazję odwiedzić Petersburg?
Rozpocząłem tę pracę w grudniu 1999 roku i zakończyłem sześć czy prawie siedem lat później. W tym czasie, o ile pamiętam, byłem w Petersburgu trzy razy, w tym raz z żoną prywatnie. Potem w 2003 roku przyjechałem na zaproszenie pana Hieronima Grali, który był wtedy dyrektorem Instytutu Polskiego w Petersburgu, na obchody 300. rocznicy założenia miasta. I raz byłem na wyjeździe już bardziej dziennikarskim, związanym z moją ówczesną pracą. Jest to o tyle ciekawe, że kiedy przyjechałem tu w 2019 roku, już kojarzyłem niektórych ludzi z moich pobytów w Petersburgu, na przykład redaktora naczelnego „Fontanki”, pana Aleksandra Gorszkowa, jak również, oczywiście, pana Hieronima Gralę, który jest dla mnie największym autorytetem, jeżeli chodzi o sprawy związane nie tylko z „polskim Petersburgiem”, ale w ogóle z tym miastem. Hieronim Grala jest absolutnie zakochany w Petersburgu – miłością odwzajemnioną, ale też ślepą, która nie widzi ciemniejszych stron. To nie jest też żaden sekret, że stosunki pomiędzy Petersburgiem a Moskwą są dość szczególnie, chyba mieszkańcy tych miast niezbyt się wzajemnie lubią. W Moskwie mówiono mi wtedy, że można lubić albo jedno miasto, albo drugie. Są one rzeczywiście różne, pod każdym względem. Moskwa jest zupełnie inna, jest ogromna. Mam wrażenie, że jest też bardziej „rosyjska”. Petersburg, mimo wszystko, w całej tej „tkance miejskiej” jest bardziej otwarty na Europę.
Właśnie uprzedził Pan moje drugie pytanie. Gdy opowiadam o sobie, najpierw zawsze mówię, że pochodzę z Petersburga. Nie z Rosji. Ta tożsamość związana z miastem jest dla mnie ważniejsza i wiem, że wielu mieszkańców też tak ma. Ale zwróciłam uwagę na to, że w wyobrażeniu Polaków rzeczywiście Petersburg stoi trochę osobno, z dala od pozostałych rosyjskich miast. Jest inną „twarzą” Rosji. Czy zgadza się Pan z taką perspektywą?
Całkowicie się zgadzam – jest to miejsce szczególne. Nie ma drugiego rosyjskiego miasta, które Polakom kojarzy się z otwartością na Zachód, z liberalizmem. Petersburg był zakładany jako miasto, które ma być oknem na świat i tak się na niego patrzy. Być może dzisiaj takie podejście jest już mniej uzasadnione, niż dawniej, kiedy mieszkali tu Niemcy, Francuzi, Włosi, Polacy… Petersburg jest też specyficzny architektonicznie. Wiele razy słyszałem od Polaków, którzy tu przyjeżdżali, że chodząc po mieście, czuli się jak w Wiedniu czy innych znanych europejskich miastach. Wydaje mi się też, że wśród mieszkańców więź z historycznym Petersburgiem jest mocniejsza niż w Moskwie. Tam mieszka chyba więcej napływowych ludzi, co jest też zrozumiałe, bo to stolica, miasto ogromne i bardzo bogate. Petersburg jest niewątpliwie miastem biedniejszym, to też widać na ulicach. Natomiast struktura społeczna jest, mam wrażenie, bardziej zwarta i świadoma własnych korzeni. Dzisiejszy Petersburg bardziej przypomina wcześniejszy Leningrad czy Piotrogród, niż współczesna Moskwa przypomina to stare miasto. Oprócz tego, mieszkańcy Petersburga, przynajmniej ci, z którymi ja mam kontakty, są bardzo życzliwi. Nigdy nie spotkałem się z żadnymi wyrazami niechęci, wręcz odwrotnie. Na każdym kroku i ja, i moja rodzina mamy wrażenie, że wszyscy chcą nam pomóc, są bardzo otwarci. Myślę, że jest to również bardzo charakterystyczne.
Kiedy wrócił Pan do Petersburga po tylu latach już jako Konsul Generalny, miasto czymś Pana zaskoczyło? Można było zauważyć jakieś widoczne zmiany?
Wydaje mi się, że Petersburg rozwinął się w dobrym kierunku, wszystko jest teraz na wyższym poziomie. Dla Moskwy to też jest charakterystyczne. Pamiętam, jak jeszcze na początku lat dwutysięcznych nie można było spokojnie przejść przez ulicę, bo samochody wjeżdżały na pasy, a teraz kultura jazdy jednak się zmieniła. Tutaj jest też mnóstwo różnych koncertów, wystaw, spektakli czy innych imprez – na każdy dzień jakaś oferta. Piotr Skwieciński, który jest teraz dyrektorem Instytutu Polskiego w Moskwie, kiedyś przyjechał do nas w odwiedziny i powiedział takie zdanie: „W Petersburgu każdy, jeśli czymś się interesuje, coś dla siebie znajdzie”. Całkowicie się z tym zgadzam. Pewnie wcześniej też tak było, ale osobiście tego nie czułem, bo nie brałem w życiu kulturalnym miasta bezpośredniego udziału. A teraz dla nas, dla Konsulatu i Instytutu Polskiego, to jest pewne wyzwanie: również musimy zaprezentować ofertę na wysokim poziomie.
Czy ma Pan ulubione miejsce w Petersburgu?
Ja w ogóle lubię wodę, więc często chodzę nad Newę. Bardzo lubię też Park Taurydzki, podobnie jak bazylikę Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej jako miejsce historycznie ciekawe, nieodłącznie też związane z polskim Petersburgiem, z ojcami dominikanami. Co tydzień chodzę tam na Mszę św.
Właśnie – my wszyscy, którzy zajmujemy się związkami polsko-rosyjskimi, bardzo chętnie operujemy pojęciem „polski Petersburg”. Tym bardziej, że kilka lat temu powstała encyklopedia internetowa pod tą nazwą, z inicjatywy między innymi pana prof. Hieronima Grali. Rzeczywiście, na przestrzeni lat polskich „śladów” w historii miasta było sporo. A jak wygląda „polski Petersburg” obecnie?
Myślę, że to pojęcie bardziej odnosi się do historii, niż do teraźniejszości, chociaż jest nadal aktualne. Pod koniec XIX wieku i na początku XX wieku polskie życie Petersburga miało przeróżne formy; eksperci twierdzą, że w 1917 roku mogło tu mieszkać nawet 100 tysięcy Polaków. Istniały, oczywiście, polskie szkoły, polskie gazety… Ojciec Paweł Krupa, proboszcz bazyliki Świętej Katarzyny Aleksandryjskiej, pokazywał mi ostatnio kalendarz w 1913 roku, gdzie reklamowały się polskie firmy: ubezpieczeniowe, fryzjerskie, przeróżne sklepy… Jakby polski Petersburg był wręcz oddzielnym światem. Oglądałem też zdjęcia ze Mszy św. w kościele Świętej Katarzyny z początku XX wieku – są tłumy ludzi. Potem większość wyjechała do Polski, niektórzy w latach 30. zostali poddani represjom stalinowskim. Wiadomo, że ta skala już całkowicie nie wróci, dzisiaj jest zupełnie inaczej. Ale polski Petersburg wciąż istnieje: są organizacje polonijne, kościoły katolickie, zespoły regionalne.Jako Konsulat pomagamy organizować dyktanda, spotkania, rocznice narodowe. Zdajemy sobie sprawę z tego, że z naturalnych przyczyn to już zupełnie inna skala, ale mamy też świadomość, że w Petersburgu urodził się Józef Mackiewicz, że tutaj był pochowany ostatni król Polski, w ogóle, że jest to miejsce historycznie dla Polaków bardzo ważne. Ciągłość została utrzymana i ciszę się, że organizacje polonijne działają.
Jak w tym roku obchodzono 11 listopada?
Zorganizowaliśmy Mszę św. w bazylice Świętej Katarzyny. Po nabożeństwie był koncert pieśni patriotycznych legionowych w wykonaniu zespołu „Polskie Kwiaty”. Akurat wtedy odbyła się też premiera spektaklu o Marii Skłodowskiej-Curie, W promieniach, który został wystawiony we współpracy z polską stroną. Niestety, „dopadły” nas w tym czasie też kolejne ograniczenia. Wcześniej planowaliśmy zorganizować zjazd Polonii z całego regionu, ale znowu wprowadzono limity. Rozumiem to, bo drastycznie zwiększyła się liczba zachorowań. Teraz to tak wygląda: wydaje się, że wszystko wraca do normy i że można coś robić, po czym wprowadzane są kolejne ograniczenia.
A jak wygląda kwestia nauczania języka polskiego w Petersburgu?
To jest bardzo ciekawy temat. Mam poczucie, że odkąd tu przyjechałem, czyli od ponad dwóch i pół roku, coraz więcej osób chce się uczyć języka polskiego. Jest to niesamowite, mamy mnóstwo chętnych. Nie przesadzam. Wydajemy coraz więcej Kart Polaka – nie tyle, ile byśmy chcieli, ponieważ nie jesteśmy w stanie fizycznie tego robić w takim tempie. Natomiast bardzo wielu Rosjan deklaruje chęć nauki języki polskiego. Jest to zjawisko, z którego ludzie w Polsce chyba nie do końca zdają sobie sprawę. Pomijam, jakie są tego przyczyny, ale popularność języka polskiego zdecydowanie przeżywa w Rosji renesans. My jako Konsulat prowadzimy nauczanie języka polskiego przede wszystkim przez organizacje polonijne. Jest Szkoła nr 206, w której język polski jako przedmiot nieobowiązkowy jest cały czas wykładany. Są lektoraty na uniwersytetach, chociaż na tym polu nastąpiło pewne załamanie i akurat studentów polonistów teraz jest niewielu. Ale ogólne zapotrzebowanie jest ogromne i zastanawiamy się, jak na nie odpowiedzieć. Pandemia sprawiła, że mniejszym problemem stało się nauczanie przez internet. To też będziemy wykorzystywać, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest to to samo, co bezpośredni kontakt. Wspieramy imprezy związane z językiem polskim: Wielkie Dyktando Polskie, Polskie Czytanie Narodowe…
Jeżeli chodzi o współczesny polski „ślad” w życiu kulturalnym miasta – być może, nie jest tak samo zauważalny, jak wiele lat temu, ale wciąż istnieje, chociażby przez obecność polskich aktorów na scenach teatrów. Polscy artyści przyjeżdżają na festiwale, sporo polskich autorów jest na rynku wydawniczym. Czy Rosjanie zdają sobie z tego sprawę? Jak jest ze znajomością kultury polskiej?
Myślę, że polscy pisarze, muzycy czy aktorzy są obecni w świadomości Rosjan. Nawet teraz, chociaż w czasie pandemii jest to bardzo trudne, przyjeżdżają muzycy, którzy grają tutaj koncerty i są przyjmowani bardzo entuzjastycznie. Głównie zajmuje się tym Instytut Polski, bo to jest jego rola – organizowanie oferty kulturalnej czy pokazywanie tych związków kulturalnych pomiędzy Polską a Rosją. W niektórych dziedzinach są one bardzo intensywne, na przykład w muzyce poważnej, w muzyce jazzowej. Te kontakty są prowadzone na bardzo wysokim poziomie. W wymiarze bardziej popularnym mam wrażenie, że świadomość kultury polskiej w dużej mierze zatrzymała się na pokoleniu moim, czyli pięćdziesięciolatków, którzy jeszcze pamiętają Daniela Olbrychskiego, Barbarę Brylską i Marylę Rodowicz. Młodsi ludzie mają coraz mniejsze pojęcie o polskiej kulturze, i to jest normalne. Natomiast dla mnie pewnym odkryciem jest pan Andrzej Sapkowski, bardzo popularny na całym świecie, ale w Rosji szczególnie, i to w pokoleniu najmłodszym. Mój syn, który ma w tej chwili 16 lat, opowiada, że Wiedźmin, czyli Ведьмак, jest wręcz uniwersalnym kanałem komunikacyjnym: wszyscy o tym wiedzą i dzięki temu łatwiej można się porozumieć. To zjawisko powszechne i naturalne, że każde pokolenie ma swoje ulubione teksty popularne oraz własne kody kulturowe. Dla nas to jest też wyzwanie, aby docierać do coraz młodszych pokoleń. Staramy się to robić przez środki masowego przekazu, przez media społecznościowe, które są bardzo popularne wśród młodzieży. Będziemy starać się trafić do nich z atrakcyjną ofertą.
Placówka dyplomatyczna obchodziła w tym roku 95-lecie. Niewiele pozostało do setnej rocznicy powstania w naszym mieście polskiego Konsulatu. Który okres uważa Pan za najbardziej ciekawy i owocny? Co można nazwać największym osiągnięciem polskiej dyplomacji w Petersburgu na przestrzeni tych wszystkich lat?
Wydaje mi się, że najtrudniejsze okresy w stosunkach polsko-rosyjskich są tutaj szczególnie ważne. Wyobrażam sobie, że w latach 30. placówka funkcjonowała w bardzo specyficznych warunkach. Kiedy myślę o tym, że polski Konsul ewakuował do kraju szczątki ostatniego króla, Stanisława Augusta Poniatowskiego… To musiała być bardzo wymagająca operacja. W ogóle te czasy nie były łatwe. Na odrębne opisanie zasługuje też pomoc, której polscy dyplomaci udzielali wtedy polskim księżom. Wydaje mi się, że ta sprawa nie jest do końca zbadana, a polscy dyplomaci bardzo się angażowali w pomoc kościołowi katolickiemu w Petersburgu, dopóki istniała taka możliwość. Z drugiej strony szczególnym okresem jest też początek lat 90., kiedy do stosunków polsko-rosyjskich w nowej formie podchodzono z ogromnym entuzjazmem. Była to szansa na nowe otwarcie w tych relacjach. W różnych miastach budziły się środowiska polonijne, ludzie odkrywali swoje korzenie i polską tożsamość. Jak wyglądał ten okres w Petersburgu, wiem tylko z opowieści. Jak ludzie się poznawali, bo ktoś np. trzymał w ręku polski tygodnik „Przyjaciółka”, potem gdzieś się spotykali, umawiali… Był to czas moim zdaniem bardzo pozytywny i warty zapamiętania, ale też heroiczny. Trzeba pamiętać o ludziach, którzy te środowiska odradzali, oddać im honor i cześć, bo to nie była prosta sprawa i wiązała z wieloma niebezpieczeństwami. Dzisiaj jest oczywiście zupełnie inaczej. Poruszamy się w innym świecie, niestety, również przez pandemię, która bardzo ograniczyła nam różne pola działalności. Ja cały czas mam nadzieję, że to przejdzie i będziemy mogli wrócić do takich form, jak na przykład zapraszanie gości z Polski. Od marca 2020 roku granice są zamknięte, ale staramy się robić jak najwięcej. Urządzamy różne spotkania, imprezy… Tak jak mówiłem, nauczanie polskiego jest teraz naszym priorytetem.
Przez pandemię też pewnie inaczej funkcjonuje cały proces wydawania wiz i dokumentów podróży.
Tak, turystycznych na razie nie wydajemy w ogóle, tylko dla poszczególnych kategorii: wizy pracownicze, studenckie, dla posiadaczy Karty Polaka… To też powoduje utrudnienia w wymianie pomiędzy Polską a Rosją, na której nam bardzo zależy. Moim marzeniem jest odrodzenie wymiany regionalnej – wiele miast w Rosji ma w Polsce miasta partnerskie, na przykład w naszym okręgu to współpraca Petersburg–Kraków, Kotłas–Tarnów, Archangielsk-Słupsk, Kronsztadt–Piła… Widzę, że jest bardzo duża wola, aby taka współpraca istniała, ale w tej chwili imprezy mogą odbywać się wyłączne przez internet. Wcześniej w obwodzie leningradzkim co roku miało miejsce spotkanie miejscowych uczniów z kolegami z województwa dolnośląskiego. Teraz spotykają się online, dzieci nie mogą przyjechać tu osobiście. To nie jest dobre. Zupełnie inaczej poznaje się kraj, do którego można pojechać, niż przez ekran komputera czy telewizora. Rozmawiam telefonicznie z władzami tych polskich miast – oni są też bardzo zainteresowani utrzymaniem kontaktów. Ale na razie jest, jak jest.
Co my, jako młodzi Rosjanie zainteresowani kulturą polską i Polacy zainteresowani kulturą rosyjską, możemy zrobić, aby mimo wszelkich nieporozumień historycznych czy politycznych nasze stosunki wciąż miały wymiar pozytywny? Jak można działać na poziomie kontaktów międzyludzkich, wymiany kulturowej?
Wydaje mi się, że powinniśmy wszyscy robić to, co się nazywa dyplomacją publiczną: opowiadać, co się dzieje w Polsce, jak się żyje w Polsce, bo Polska jest krajem bardzo atrakcyjnym dla młodych Rosjan. Nie ukrywam, że też to widzę. Polska jest krajem nowoczesnym, europejskim, który ma bardzo ciekawą historię. Tylko trzeba znaleźć właściwe środki przekazu – przez odpowiednie media i z odpowiednimi treściami. Najlepiej to jeszcze żeby Rosjanie mogli Polskę odwiedzić, dlatego są potrzebne osobiste kontakty. To najważniejsza forma współpracy. Zobaczymy, może to się troszkę zmieni.
Też mam taką nadzieję! A co Pan radzi przeczytać Polakom, którzy interesują się Petersburgiem?
Ponieważ jestem związany ze środowiskami polonijnymi, od razu przychodzi mi do głowy bardzo ciekawy życiorys pana Eduarda Koczergina. Napisał świetną książkę autobiograficzną Ochrzczeni krzyżami. Opowiada w niej o tym, jak był dzieckiem i jak jego rodzice zostali aresztowani za to, że byli Polakami, on zaś trafił do sierocińca na Syberii. Jednak uciekł stamtąd i próbował dostać się do ówczesnego Leningradu pociągami. Jest to niezwykłe świadectwo czasów opowiedziane z perspektywy dziecka. Nawiązuje też do tego, co Pani mówiła o umocowaniu kulturowym Polaków i polskości. Pan Koczergin cały czas uważa się za Polaka. Jest w tej chwili bardzo znanym rosyjskim scenografem, który pracował w wielu teatrach, ale cały czas pozostaje w pełni świadomy swoich korzeni – tego, skąd pochodzi, kim jest. Uważam to za bardzo ważne i ciekawe świadectwo.
Bardzo dziękuję za rozmowę!
Zdjęcia: Eugeniusz Martynowicz
Projekt „Petersburskie Przedwiośnie Niepodległości” finansowany ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu Polonia i Polacy za Granicą 2021 za pośrednictwem Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”. Publikacje wyrażają jedynie poglądy autorów i nie mogą być utożsamiane z oficjalnym stanowiskiem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.