O różnicach w polskich i ukraińskich mediach, mentalności narodów, wpływu Rosji na życie Ukraińców oraz karierze dziennikarza rozmawiamy z Vołodymyrem Pavlivem, redaktorem działu kultury lwowskiej gazety tygodniowej „Post Postup”, korespondentem m.in. polskich gazet, współzałożycielem oraz prezesem ukraińsko-polskiego klubu dziennikarzy „Bez Uprzedzeń”.
Na warsztatach „Pressmaniak” wspominał Pan, że na Ukrainie panuje system oligarchiczny. Jaki to ma wpływ na media?
— System oligarchiczny oznacza także, iż w Ukrainie nie ma wolnych mediów. Każda większa gazeta, telewizja czy radio mają swoich właścicieli-oligarchów. Dlatego w ukraińskiej przestrzeni medialnej panują tzw. pluralizm oligarchiczny, czyli system, przy którym media, należące do oligarchy X mogą opluwać oligarchę Y, i nawzajem. Jasne, iż przy tej okazji społeczeństwo dowiaduje się o różnych przekrętach, złodziejstwie, a nawet bandytyzmie, ale trudno to nazwać wolnością prasy.
Czy różnią się media w Polsce i na Ukrainie?
— Zasadniczo. W Polsce jest wolny rynek mediów, gazety, radia i tele-kanały zarabiają na siebie. Nikt z polityków, chyba, nie odważy się dyktować mediom, co mają robić, lub grozić dziennikarzom. W Ukrainie to wszystko jest wszechobecne. Nie idealizuje sytuacji w polskiej przestrzeni medialnej, ale jest ona o wiele bardziej cywilizowana, niż na Ukrainie. Zresztą, tak samo różnią się nasze państwa i społeczeństwa.
Dlaczego według Pana narody polskie i ukraiński są do siebie uprzedzone?
— Uprzedzone, bo mają ciężką przeszłość wspólną. By to zmienić trzeba nie tylko czasu, ale i dobrych chęci, i sporo wysiłku. Nasze narody i elity są dość bierne, a politycy tylko patrzą, jak ową sytuację można wykorzystać w celach propagandowych. Oczywiście, że przesadzam, ale jestem już zmęczony walką z tymi samymi wiatrakami od prawie dwudziestu lat.
Czy Rosjanie mają wpływ na media ukraińskie?
— Bardzo duży. Praktycznie wszystkie ukraińskie „kablówki” mają po kilka kanałów rosyjskich. Wiele rosyjskich gazet ma swoje mutacje w Ukrainie. Znaczna część ukraińskich mediów ma rosyjskich właścicieli. A program telewizji ukraińskich jest zdominowany przez seriale rosyjskie. Czyli ukraiński widz o wiele lepiej orientuje się w tym, jak i czym żyją rosyjscy wojskowi, gosposie domowe, oligarchowie czy prostytutki, niż jak wygląda egzystencja rodzimych górników czy górali. W tym sensie ukraińska przestrzeń telewizyjna jest skolonizowana przez producentów rosyjskich.
Jest Pan prezesem ukraińsko-polskiego klubu dziennikarzy „Bez Uprzedzeń”. Jakie założenia, sukcesy ma ta organizacja?
— Klub został założony w Kijowie w 1999 roku przez grupę ukraińskich dziennikarzy, zajmujących się Polską oraz korespondentów polskich mediów na Ukrainie. Organizacja powstała w celu szerzenia prawdziwych informacji o naszych krajach w mediach sąsiadów, a także w celu wzajemnego poznawania się, pomocy w zdobyciu informacji, komentarzy etc.
Przez ponad 10 lat działalności zrealizowaliśmy ponad 30 projektów, które odpowiadały założeniom statutowym. Niestety, nie udało się zainicjować powstania „lustrzanej” organizacji w Polsce.
Znalazłem informację, że w przeszłości działał Pan w prasie podziemnej…
— W prasie podziemnej byłem głównie kurierem. To znaczy należałem do zakonspirowanej grupy, zadaniem, której było dowozić tzw. „samizdat” z Wilna, z drukarni „Sajudisa” do Lwowa. Dlatego nie mogłem się „świecić”, publikując artykuły w tychże gazetach. Chociaż drukowałem tam wiersze i współredagowałem pismo studenckie „Wiko”, które drukowaliśmy z dwójką kolegów na maszynce i rozpowszechnialiśmy aż w 10-12 egzemplarzach.
Dlaczego zdecydował się Pan na pracę w mediach?
— Do mediów powołała mnie nasza (środowiska lwowskich studentów w latach 1988-1990) rewolucja, a zatrzymała w nich nadzieja na zmianę sytuacji w kraju. I prawdę mówiąc – zarabianie na życie.
Ma pan na koncie współpracę z „Polityka”, „Więź”, „Dialog”, „Newsweek”, „Gazeta Wyborcza, Radio „Svoboda”, „Zierkało Niedieli”, AI „Rosbalt”. Z którym medium Pan się utożsamia?
— Zawsze się utożsamiałem i już będę się utożsamiał z jedyną gazetą – lwowskim tygodnikiem „Post-Postup”. W latach 1991-1994 była to bez przesady kultowa gazeta dla myślących Ukraińców.
Czym dokładnie się Pan zajmował jako Konsultant ds. programów informacyjnych telewizji niepaństwowych w Uzbekistanie i Armenii?
— Próbowałem przekazać im pojęcie o standardach zawodowych, o systemie wartości, o priorytetach społecznych. Poniosłem klęskę – różnice mentalności są nie do pokonania.
Dziękuję za rozmowę.
Wywiad przeprowadził Michał Mazik