Zadziwiające jest to, jak język tańca potrafi przekazać najdrobniejsze niuanse tekstu angielskiego mistrza. Styl taneczny Kalibana i tubylców wyspy różni się od tego, którym wyrażają emocje Prospero, Miranda czy Ferdinand; inaczej też tańczy duch powietrza Ariel unoszący się nad sceną w wysokich podskokach. Pojawienie się Stefanio i Trinculo w akcie trzecim wnosi do narracji, tak jak u Szekspira, wyraźny efekt komiczny. A jednocześnie spektakl łączy w sobie rozmaite pomysły interpretacyjne – jest opowieścią o konfrontacji starego Prospero z samym sobą, jego rozrachunkiem z własną przeszłością.Oprócz mistrzowskiej choreografii, spektakl wykorzystuje rozmaite środki przekazu: nagrania wideo w tle, muzykę z różnych okresów, od barokowej do współczesnej. W roli starego Prospero występuje irański artysta Abbas Bakhtiari, który w czasie przedstawienia gra na tradycyjnym, irańskim bębnie obręczowym daf, a Krzysztof Szmańda wspiera go na zwykłej perkusji. Na początku i pod koniec każdego aktu wybrzmiewają kluczowe cytaty z tekstu dramatu – specjalnie dla festiwalu nagrane w rosyjskim tłumaczeniu. Te wszystkie elementy w połączeniu ze sobą tworzą przejmujące, czarujące widowisko, które na długo zapada w pamięci. Z jego twórcą udało mi się chwilę porozmawiać za kulisami teatru, niedługo przed samym rozpoczęciem przedstawienia.
Sześć lat temu udzielał już Pan wywiadu naszej Gazecie. Czy zmieniło się coś w życiu Polskiego Baletu Narodowego przez ten dosyć długi okres?
Tak, zmieniło się bardzo wiele. Jesteśmy teraz na innym etapie. Ale najważniejsze jest to, że nadal bardzo dobrze mi się z tancerzami współpracuje, czerpię z tego wiele satysfakcji. Oczywiście, jak w każdym dużym zespole pojawiają się pewne problemy, które należy rozwiązywać, ale ja jestem zadowolony i mam nadzieję, że tancerze też. Myślę, że wciąż inspirujemy siebie nawzajem.
Jest to ekipa artystów z różnych części świata, prawda?
Tak, mamy wiele narodowości w zespole – i to jest bardzo dobre, bardzo rozwijające dla wszystkich. Wzbogaca zespół w tym sensie, że każdy z tancerzy, przyjeżdżając z innego kraju, a nawet kontynentu, zawsze wnosi coś ze swojej kultury. Dzięki temu tancerze są bardzo otwarci i tolerancyjni.
Z tego, co wiem, są wśród nich również absolwenci rosyjskich szkół baletowych. Czy rosyjska szkoła baletowa jakoś zasadniczo różni się od innych?
Przede wszystkim muszę powiedzieć, że są tancerze bardzo dobrze wyszkoleni technicznie, mający prawdziwą pasję do tańca, co mi bardzo się podoba. Mój męski baletmistrz skończył tutaj szkołę Teatru Maryjskiego. Ma metodykę nauczania Waganowej i jest to bardzo widoczne. Mam w zespole tancerzy z Petersburga, ale również z innych rosyjskich ośrodków, więc nie jest tak, że wszyscy odebrali identyczne wykształcenie. Szkoła petersburska, różni się od moskiewskiej w niektórych aspektach technicznych. Ale wszyscy są bardzo profesjonalnymi, bardzo muzykalnymi tancerzami.
Teraz chciałabym zapytać o sam spektakl. „Burza” jest dosyć często i chętnie interpretowana przez różnych twórców sztuki. Czy Pan inspirował się czymś konkretnym podczas tworzenia własnej interpretacji?
Mówiąc szczerze, widziałem nagrania niektórych przedstawień, oglądałem też film Petera Greeneway’a „Księgi Prospera”, trochę inspirowałem się Jarmuschem… Ale moja „Burza” jest bardzo inna. U Szekspira burza jest jedna, a ja mam cztery. Po każdej z nich następuje inny wątek szekspirowskiej opowieści. W balecie też zazwyczaj nie posługujemy się słowami, chociaż ja w tym wypadku trochę ich używam – podpieram się tekstem, bo chciałem jednak dać próbkę piękna szekspirowskiego słowa…
A jak brzmi Szekspir po rosyjsku?
O, bardzo ładnie!
Bo do samego tekstu też można podchodzić na różne sposoby – na przykład, czytać go w kluczu romantycznym albo postkolonialnym…
U mnie jest kilka wizji, jest również postkolonializm – pierwsza część kończy się tekstem, w którym tubylec Caliban mówi do Prospera, że ta wyspa jest jego, a Prospero mu ją zabrał. Prospero, główny bohater baletu, z jednej strony jest mędrcem, ale z drugiej rzeczywiście skolonizował Calibana, wykorzystał – obłaskawił go, a na koniec właściwie pozbawił go jego własnego terytorium. Więc ta postkolonialna wizja jest u mnie obecna, ale nie tylko ta.
Festiwal, dzięki któremu dzisiaj mam szczęście z panem rozmawiać, nazywa się Dance Open. Chodzi w tej nazwie o przezwyciężenie pewnych granic – przede wszystkim w tańcu. Jakie granice, Pana zdaniem, zespół przezwyciężał podczas przygotowania tego spektaklu, podczas wykonania?
Wie Pani, dla mnie ten spektakl jest czymś naturalnym, dla tancerzy też. Kiedy tutaj ze mną rozmawiali inni dziennikarze z telewizji, bardzo się dziwili, że w balecie jest obecna i muzyka, i tekst, i wideo… Ja robię bardzo różne przedstawienia, ale praca z wideo, z muzyką, która pochodzi z różnych okresów czy wprowadzenie postaci, która na scenie gra na dafie – te wszystkie pomysły pojawiły się jakoś same podczas przygotowywania naszego przedstawienia. Ten balet powstawał etapami, najpierw w Amsterdamie w 2014 roku, a później pracowaliśmy nad nim w Warszawie. Byłem zachwycony tym, z jakim zaangażowaniem i zrozumieniem nasi tancerze nad nim pracowali. Dla nich ta koncepcja nie była czymś zaskakująco nowym.
Pan często mówi o tym, że język tańca jest w pewnym sensie językiem uniwersalnym, ponadnarodowym. Czy Pana zdaniem jest on w stanie zjednoczyć ludzi w tych, jakby nie patrzeć, trudnych czasach?
Tak, uważam, że tak powinno być. Taniec jest pojęciem bardzo szerokim –obejmuje balet klasyczny, taniec ludowy, ale i różne techniki tańca współczesnego. Czasem tworzymy coś w przeciwieństwie do istniejących nurtów, czasem też wchodzimy z nimi w dialog i rozwijamy pewne idee… Ale mimo wszystko, stanowimy jedną wielką rodzinę, wszyscy pracujemy dla tańca. Zatem możemy stanowić jedną rodzinę bez względu na wszelkie różnice i taniec jest tego doskonałym przykładem. Jest to moim zdaniem bardzo ważne, zwłaszcza w odniesieniu do obecnej sytuacji w Polsce i generalnie na świecie. Nie przeceniam naszych sił, oczywiście, nie będzie tak, że ktoś zobaczy jedno przedstawienie i od razu będzie, jak to mówią:мир и любовь. Tak nie będzie. Ale chciałbym podchodzić do tej sprawy trochę idealistycznie i myślę, że balet też może jakoś pomóc.
Myślę, że działalność Pana zespołu doskonale realizuje tę ideę. Bardzo dziękuję za rozmowę!
Rozmawiała Anna Svetlova
Zdjęcia: Łukasz Murgrabia [http://teatrwielki.pl]
Evgeny Yurshin [http://rblogger.ru/]
Krzysztof Pastor: Absolwent Państwowej Szkoły Baletowej w Gdańsku, przez lata kariery zawodowej współpracował z wieloma światowymi zespołami jako tancerz i choreograf. W 2003 roku objął prestiżowe stanowisko choreografa-rezydenta Het National Balet w Amsterdamie. Wyemigrował na zachód po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, lecz w 2009 roku powrócił do kraju na zaproszenie ówczesnego dyrektora Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Od tej pory jest dyrektorem Polskiego Baletu Narodowego. Jednocześnie nadal angażuje się w pracę z zespołem holenderskim, a od 2011 roku jest również dyrektorem artystycznym baletu w Litewskim Narodowym Teatrze Opery i Baletu w Wilnie.