«Rosyjscy widzowie są wspaniali, kochają kino i są szczególnie emocjonalni. Po projekcji filmu podchodzili do mnie ludzie ze łzami w oczach i padało jedno zdanie: My nie wiedzieliśmy, że Was tak krzywdziliśmy».
— Skąd pomysł na film „Różyczka”?
W 2000 roku zarzucono nas obficie tajnymi materiałami z akt Instytutu Pamięci Narodowej, które ujawniły historie wielu ludzi z życia publicznego. W ten sposób trafiłem na materiały dotyczące inwigilacji Pawła Jasienicy. Na światło dzienne wypłynęła prawda o jego żonie, która okazało się była agentką służb bezpieczeństwa. To wydarzenie zrobiło na mnie naprawdę wielkie wrażenie. Trudno nawet sobie wyobrazić jak można żyć blisko z drugim człowiekiem, kochać go i jednocześnie pisać na niego donosy. Z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się być to nierealne, a jednak w tamtych czasach miało to miejsce. I gdybym wymyślił tą historię byłaby ona nieprawdziwa, ponieważ jednak wydarzyła się ona naprawdę, miałem pełne prawo o tym wszystkim mówić i opowiadać. Szczerze mówiąc okazało się, że nie jest to odosobniony przypadek.
Myśl o zrobieniu filmu na ten temat krążyła wokół mnie. Namawiała mnie do tego moja żona, która mówiła, żebym w końcu zrobił film o miłości. Już wtedy wiedziałem, że nie będzie to film o polityce, lecz o miłości. Postanowiłem więc wziąć na warsztat historię Pawła Jasienicy i jego małżonki i w ten sposób powstał scenariusz.
— Jak Pan zareagował na pretensje rodziny Jasienicy, która nie życzyła sobie, aby kojarzono film z ich rodzinną historią?
To nie było do końca tak. Sprawa poszła w „dziwnym” kierunku. Rozmawiałem wielokrotnie z córką Pawła Jasienicy i umówiliśmy się, że nie będę robił filmu o Pawle Jasienicy. Nie chciałem robić filmu, który byłby wiernym odbiciem jego losów, jego historii. Postanowiłem posłużyć się nią, jako pewną inspiracją, co jest dozwolone w polskich warunkach prawnych. I z taką wiedzą rozstaliśmy się. Natomiast później, kiedy film już wchodził na ekrany córka Pawła Jasienicy za pomocą środków prawnych próbowała zablokować wszelkie wywiady ze mną, a także omawianie tego filmu przez krytyków, dziennikarzy, w razie gdyby chcieli oni porównać historię przedstawioną w filmie do historii jej ojca. Było to absurdalne. Uważam, że nie można zakazać człowiekowi, który idzie do kina i ogląda film odczytywać w nim znaną historię Pawła Jasienicy, nikt nie może mu takiego myślenia zabronić. Sprawa została zażegnana. Grożono mi jednak zakwestionowaniem każdego wywiadu. Jeden z nich został zdjęty. Uważam to za absurdalne. Po 20 latach wolności znowu zaczynała działać cenzura prewencyjna.
— Reżyserując ten film skupił się Pan bardziej na pokazaniu historii PRL czy interesowała Pana przede wszystkim miłość? Chciałem zrobić film o ludziach. Zainteresowały mnie trudne sytuacje, w których Ci ludzie zostali postawieni, w których powodowani swoimi emocjami, muszą sobie z tym wszystkim poradzić. Okazuje się, że film jest bardzo trudny. Nikt z trójki bohaterów nie wychodzi z tej historii cało. Tu w tym miejscu wchodzi w to wszystko historia. Bohaterowie zostają poturbowani przez system totalitarny. Chciałem zachować dystans do polityki, ale nie we wszystkich przypadkach było to możliwe. Nie sposób było opowiedzieć o sytuacji tych ludzi, których historia rozgrywa się w marcu 1968 roku i kilka miesięcy wcześniej (film obejmuje prawie rok). Nie dało się tego zrobić bez przypomnienia, co było powodem wydarzeń marcowych, nie dało się zrobić bez przypomnienia słynnych „Dziadów” wyreżyserowanych przez Kazimierza Dejmka, i pokazania zamieszek na Krakowskim Przedmieściu. W tym kontekście ten film rzeczywiście opiera się bezpośrednio o historię tamtych czasów, ale postawiłem sobie za cel, żeby ten film zrobić tak uniwersalnie, aby pod każdą szerokością geograficzną można było go zrozumieć. Aby zawikłane meandry polskiej historii, bo takie one są, nie przeszkadzały w odbiorze tego filmu.
— Podczas 32 Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Moskwie otrzymał Pan nagrodę dla najlepszego reżysera. Z jakimi komentarzami i opiniami spotkał się Pan po projekcji filmu?
Rosja jest wyjątkowym krajem, jeśli chodzi o odbiór tego filmu. System totalitarny rozpoczął się u nich już w czasach porewolucyjnych, następnie trwał przez cały okres stalinowski. Rosjanie odbierają ten film dodatkowo, wracają bowiem nie tylko do lat 60-tych. Myślę że oni wracają do samych początków. Miałem wrażenie, że ten film odbierają, jako jeden ze sposobów pokazania prawdy o tamtych czasach, zwłaszcza w pewnym określonym kontekście. Po 1945 roku, kiedy powstały kraje Demokracji Ludowej, wyzwolone przez Związek Radziecki, większość Rosjan myślała, że te kraje wyciskają ze Związku Radzieckiego wszystko co najcenniejsze, po to aby świetnie się rozwijać. Robotnik radziecki pracuje w pocie czoła, aby utrzymywać te wszystkie kraje. „Różyczka” pozwoliła Rosjanom spojrzeć na ludzi żyjących w PRL-u innymi oczami.
Rosyjscy widzowie są wspaniali, kochają kino i są szczególnie emocjonalni. Po projekcji filmu podchodzili do mnie ludzie ze łzami w oczach i padało jedno zdanie: My nie wiedzieliśmy, że Was tak krzywdziliśmy. Ale ja nie chciałam powiedzieć o tym w tym filmie, to nie jest o tym film, że wy nas krzywdziliście. Tak my wiemy o czym jest film, ale do nas dotarło, że wy mogliście tak nas postrzegać. Wielu Rosjan spotkanych przeze mnie za granicą przyznaje, że chcieliby, aby ich kraj w końcu rozliczył się z epoką stalinowską. Takie filmy, ukazując złożoną historię, mogą to przyśpieszyć.
— Film jest bardzo popularny w Ameryce.
„Różyczka” spotkała się z dużym zainteresowaniem w Stanach Zjednoczonych. Popularność filmu wynika z jego uniwersalności. Amerykanie przenoszą się w tym filmie za „żelazną kurtynę”, aby zobaczyć to oczami kogoś stamtąd, co się tam wtedy działo. Zwykle oglądali to oczami swoich artystów. To spojrzenie od „wewnątrz” spodobało im się. Amerykanie zaprosili nas na 30 festiwali, objechaliśmy większość miast amerykańskich, w niektórych miastach film był pokazywany aż na dwóch festiwalach. Część z nich to festiwale filmów żydowskich. Myślę, że temat filmu, to że pochodzi on z Polski, że ma odwagę mówić o tamtych czasach przyciągnęły amerykańskich widzów. To nie są wydarzenia, z których my-Polacy jesteśmy dumni. W Stanach doceniono, że film ten został zrobiony w Polsce, za Polskie pieniądze i nikogo nie próbuje się w nim wybielić.
Rosyjskiego uczyłem się w szkole, jak wszyscy z mojego pokolenia i jak większość nie wiele się wtedy go nauczyłem. Były to czasy, kiedy nikt nie chciał tego języka uczyć się. Jednym uchem wpadało, drugim wypadało. Natomiast rozpoczynając studia na reżyserii miałem przyjemność studiować przez rok akademicki na moskiewskim Wszechrosyjskim Państwowym Uniwersytecie Kinematografii na wydziale reżyserii, potem kontynuowałem studia na reżyserii w Łodzi. Przez 10 miesięcy zdołałem opanować język rosyjski. Bardzo łatwo mi to przyszło, na tyle że w tej chwili mogę swobodnie rozmawiać i rozumieć. Podczas studiów Moskwie nauczyłem się pracować z aktorem. Tu każdy reżyser musi się uczyć rzemiosła aktorskiego. Musi wiedzieć jak to jest po drugiej stronie kamery.
— To nie pierwszy pobyt Pana w Petersburgu. Tutaj w latach 90-tych kręcił Pan film „Pamiętnik znaleziony w Garbie”. Jak Panu podoba się miasto? Ogromne miasto o wspaniałej architekturze. To jest takie miasto, których nie ma w Polsce, których nigdy nie wybudowaliśmy na taką skalę. Jestem z wykształcenia architektem i jestem szczególnie na to uczulony. Ponadto mieszkają tu wspaniali ludzie.
— Dziękuję za rozmowę
JAN KIDAWA-BŁOŃSKI (ur. 12 lutego 1953) – reżyser, scenarzysta i producent filmowy. Za swój debiutancki film Trzy stopy nad ziemią otrzymał Złote Grono na Lubuskim Lecie Filmowym w Łagowie, nagrodę ZW ZSMP w Słupsku dla najlepszego filmu w słupskiej edycji Koszalińskich Spotkań Filmowych „Młodzi i Film”, Nagrodę Artystyczną Młodych im. Stanisława Wyspiańskiego II stopnia oraz Nagrodę Kinematografii za najwybitniejsze osiągnięcia programowe w dziedzinie filmu oraz drugą nagrodę w kategorii filmów fabularnych w Gdańsku (Młode Kino Polskie). W latach 1982–1991 był członkiem Zespołu Filmowego „Silesia”, a następnie zespołów filmowych „Oko” i „Zodiak”. W 1991 został współwłaścicielem i prezesem zarządu Gambit Production Sp. z o.o., studia produkującego filmy fabularne, dokumentalne, programy telewizyjne i reklamy. W 1990 powołany w skład Komitetu Kinematografii. Był prezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich (1990–1994), zasiadał w zarządzie Stowarzyszenia Niezależnych Producentów Filmowych i Telewizyjnych (1997–2001). Za swój film Różyczka zdobył Złote Lwy na XXXV Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Rozmawiała Beata Zielewska-Rudnicka
Zdjęcia: Włodzimierz Szraga