Rozmowa z panią Beatą Drozd – małżonką Konsula Generalnego RP w Sankt Petersburgu
— Zacznijmy rozmowę od Adama Mickiewicza. Bywał w Petersburgu trzykrotnie, a jeśli będziemy dociekliwsi i dokładniejsi, to aż czterokrotnie. Jego przyjazd do miasta nad Newą nie był dobrowolny. W Pani przypadku, jako małżonki polskiego dyplomaty – konsula generalnego – takim nie był. Kolejny wyjazd z mężem, bo jak wiem nie pierwsza placówka dyplomatyczna w Pani życiu? Pierwsze wrażenia? Jak było? Jest co wspomnieć?
Jestem absolwentką Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. To zobowiązuje. Doceniam jakość uzyskanego tam wykształcenia. Studia w Poznaniu nauczyły mnie sumienności i wytrwałości, a życie ciągle utwierdza w przekonaniu o słuszności dokonanych wyborów. Przykładem tego jest nasz pobyt w Sankt Petersburgu. Warto było i warto jest. Każdy wyjazd, każda podróż to inne doznania i emocje, inne doświadczenia. Podobno Sankt Petersburg to «miasto bez słońca», ja je znalazłam w sercach ludzi tu mieszkających. Wspaniałych, otwartych, bohaterskich i bardzo mi bliskich…
— Prawie przed pięcioma laty zaaranżowała Pani wspaniałą wystawę w Muzeum im. F.Dostojewskiego zdjęć polskich cmentarzy przy okazji polskich Zaduszek, połączoną z polską poezją i wspomnieniami o Zmarłych ( wspomnienia Eduarda Koczergina o Matce Broni). Było wzruszające widowisko, pozostawiające ślad w naszej pamięci. Skąd takie zainteresowania i umiejętności?
Organizując wieczór zaduszkowy „Zapomniana pamięć” w Muzeum Dostojewskiego chciałam mieszkańcom miasta przybliżyć dzień 1. Listopada. Chciałam żebyśmy ten dzień rozumieli jako ”Niezapomnianą pamięć”, żebyśmy zastanowili się nad pustą ławką w parku obok naszego domu, gdzie latami siedziała kobieta i karmiła gołębie… Pyta Pani o zainteresowania i umiejętności. Mnie inspirują ludzie. Rozmowy i spotkania. Jednakowo interesujące z młodymi i niecierpliwymi jak i starszymi, doświadczonymi. Trzeba umieć słuchać wykładu z teorii nauk ścisłych i „pogadać” z panią w kiosku z gazetami o rzeczach w danym momencie błahych.
— Potrafiła Pani zjednać i zintegrować środowisko Polek – sióstr zakonnych, pamiętając o organizacji z nimi spotkań i rozmów. Przyczyniła się Pani do pomocy „Caritasowi” i wielu prostym ludziom, potrzebującym wsparcia i pomocy. Z potrzeby serca. Czy nadal kontynuuje Pani tę działalność?
Jestem nauczona tego, że chlebem trzeba się dzielić. To obowiązek. O tym się nie mówi. To się robi. «I tyle» – jak mówiła moja Babcia (osoba skądinąd bardzo gadatliwa, mam to w genach).
Jednoczy Pani i matkuje Polakom – twórcom i wykonawcom, pracującym w rosyjskich petersburskich teatrach dramatycznych, operach. Jak się układają stosunki z naszymi twórcami?
Możemy być dumni z tego jak wspaniała młodzież reprezentuje nasz kraj w Sankt Petersburgu.
Kasia Mackiewicz – solistka Teatru Operetki – piękna, młoda, utalentowana wokalnie i scenicznie, bajkowa „Hrabina Marica”. Wojtek Urbański, aktor i reżyser, studiujący w tutejszej Akademii Teatralnej – to człowiek niezwykłego talentu i wrażliwości. To wielka przyjemność obserwować rozwój tych młodych, pracowitych ludzi. Trzymam kciuki za ich dalszą pomyślność osobistą i zawodową. Dziękuję też reżyserowi Andrzejowi Bubieniowi za wiele wspaniałych spektakli w Teatrze na Wasilewskim. Szczególnie za przedstawienie „Russkoje warenje”. Dziękuję za chwilę wzruszeń i dumy z tego, że polscy twórcy tak wiele potrafią, a Sankt Petersburg przyjął ich serdecznie i docenił ich talent.
— Niejednokrotnie uczestniczy Pani w prawie rodzinnych spotkaniach polonijnych. Potrafi Pani rozmawiać z weteranami wojny, blokadnikami, młodzieżą. W każdym przypadku widzę umiejętność słuchania i rozumienia zwykłych spraw ludzkich. Pomoc takim ludziom wymaga czasu. Czy starcza?
Brak czasu i to podobno efekt jego złej organizacji. Spotkanie z ludźmi to inwestycja w nas samych. Zawsze trzeba zaleźć czas, temat rozmowy często sam przychodzi a doświadczenie i przyjemność kontaktów zostaje.
— Od lat wspólnie z małżonkiem reprezentujecie Polskę, dbacie o jej wizerunek. Trudno byc żoną dyplomaty?
Na pewno równie trudno jak być żoną lekarza, artysty, czy handlowca. Męża ciągle nie ma w domu. Kogoś ratuje, coś otwiera, organizuje. Spotkania, przygotowania, narady. Trzeba umieć czekać i nie tracić czasu na pretensje i żale. Trzeba docenić możliwość poznania kultur i ludzi miejsca pobytu. Nie myśleć o tym, że w rodzinnym kraju lepiej wypiekają chleb, próbować miejscowego i znaleźć w nim własny smak.
— Wracam ponownie do Petersburga. Do Adama Mickiewicza. Po wyjeździe z naszego miasta często wracał w swojej twórczości poetyckiej i wykładowej do petersburskiej atmosfery, do poznanych ludzi. Czy można powiedzieć, że Petersburg stał się dla Pani miastem bliskim i drogim. Czy w swoich powrotach myślowych pozostawi Pani miejsce dla niego, dla polskiego po części miasta?
Odpowiem słowami trochę zapomnianego i „niechcianego” już poety, Władysława Broniewskiego:
„…życie jest diabła warte
Poza Chopinem, Mozartem
Poza Słowackim i Mickiewiczem
Jest w ogóle niczem…”
A miasta, w którym bywał nasz Romantyk nie da się zapomnieć.
— Zorganizowała Pani cudowne spotkania w dniach 24 lutego i 1 marca 2010 r. Połączyła Pani miłość do Szopena z „pożarem” naszych serc. Satysfakcja…
Pani Tereso, Drogie Panie! Dobrze, że mogłyśmy się spotkać w czasie pokazów filmu ”Pragnienie miłości”. Muzyka Chopina pozwoli nam radośniej oczekiwać wiosny, tej kalendarzowej oczywiście, gdyż wierzę, że tę emocjonalno-sercową każda z mieszkanek Sankt Petersburga posiada cały rok.
— Szanowna Pani!
W imieniu Redakcji Gazety Petersburskiej serdecznie dziękuję za rozmowę. Odnajdujemy w niej właściwy i tak drogi dla każdego mieszkańca Petersburga „własny smak chleba.”
Marzec 2010
Przygotowała Teresa Konopielko